Hipoalergiczne może być dziś prawie wszystko. Hasło to najczęściej pojawia się jednak w opisach kosmetyków. W powszechnej opinii „hipoalergiczny” odnosi się do produktów, które nie wywołują alergii. Sprawa wydaje się więc prosta, choć w istocie taka nie jest. Co zatem kryje się pod przymiotnikiem „hipoalergiczny”? Wyjaśniamy i obalamy mity.
Słownik języka polskiego określa słowo „hipoalergiczny” jednoznacznie jako „niewywołujący alergii”. Tymczasem przedrostek „hipo” pochodzi z języka greckiego i oznacza “coś o mniejszym nasileniu”. Produkt hipoalergiczny to zatem taki, który uczula mniej, a nie wcale. Przy zrozumieniu tego pojęcia trzeba kierować się kluczem lingwistycznym, ponieważ nie istnieją ani prawne, ani naukowe definicje tego przymiotnika. Samo słowo zrodziło się w latach 50. XX wieku na gruncie reklamy. Miało pomóc sprzedać produkty kosmetyczne i powstało po prostu jak chwyt marketingowy, do dziś często zresztą nadużywany. To właśnie obawa przed alergenami zmieniła rynek kosmetyczny, co dostrzegalne jest szczególnie teraz, gdy o alergiach mówi się sporo.
W praktyce zatem hasło „hipoalergiczny” oznacza tyle, że dana substancja czy produkt posiada właściwości zmniejszające prawdopodobieństwo wywołania alergii w stosunku do jego odpowiednika, pełniącego podobną funkcję. Kosmetyk hipoalergiczny ma zminimalizowany potencjał alergenny – nie oznacza to jednak, że nadwrażliwość na zawartą w nim substancję u danego alergika na pewno nie wystąpi.
Przy produkcji kosmetyków oznaczonych przymiotnikiem „hipoalergiczny” unika się podstawowych alergenów, takich jak barwniki, konserwanty i zapachy. Obecnie uważa się, że te ostatnie powodują aż 80% reakcji alergicznych. Alergeny pigmentacyjne są najczęściej składnikiem produktów makijażowych, ale pojawiają się także w pielęgnacyjnych. Konserwantów natomiast trudno uniknąć w produkcji kosmetyków. Bez nich preparaty mają krótką datę ważności, a jeśli się przeterminują, to gromadzą w sobie bakterie, pleśń i drobnoustroje, jeszcze bardziej niebezpieczne dla zdrowia, niż same konserwanty.
W Unii Europejskiej istnieje regulacja zawierająca 26 substancji alergizujących (poniżej), które – jeśli zawarte są w kosmetyku – muszą być podane na opakowaniu produktu (najczęściej na końcu składu). W ten sposób konsumenci, którzy są na nie uczuleniu, mogą ich uniknąć. Komitet Naukowy ds. Bezpieczeństwa Kosmetyków (Scientific Committee on Consumer Safety), zarządzany przez Dyrekcję Generalną ds. Zdrowia i Ochrony Konsumentów Komisji Europejskiej, wciąż dyskutuje nad składnikami, które mają potencjał alergizujący.
Producent kosmetyków hipoalergicznych powinien wykluczyć wszelkie substancje powodujące alergię i posiadać na to dowody. Nie ma jednak jednoznacznych dyrektyw unijnych, które wymuszałyby na nim prowadzenie konkretnych badań, by uzyskać pozwolenie na używanie tego terminu. Potwierdzeniem może być zatem wewnętrzny test z udziałem osób cierpiących na alergię lub mających wrażliwą skórę. Jeśli takie kosmetyki przejdą go pomyślnie, to najczęściej oznacza się je sformułowaniem “dermatologically / allergy tested”. Terminy te mogą być jednak równie zwodnicze, jak samo określenie “hipoalergiczny”, ponieważ nie istnieją odpowiednie narzędzia, które pozwoliłyby określić rzetelność i wiarygodność taki deklaracji.
Jak zatem my, jako konsumenci, mamy wybrać kosmetyk hipoalergiczny, który faktycznie zmniejsza ryzyko alergii? Możemy kierować się np. jego certyfikatem. Na terenie Europy wydaje je duńska organizacja AllergyCertified. Bada ona listę składników, z których wykonany jest preparat, ich pochodzenie i koncentrację. Możemy także sami poznać naszą skórę i dowiedzieć się co jej szkodzi.
Sięgnięcie po kosmetyk zawierający alergeny, w przypadku osoby na nie uczulonej, może skutkować pojawieniem się wysypki lub rumienia, a nawet wymiotów czy duszności. Dlatego alergicy najczęściej sięgają po produkty hipoalergiczne, które powinny być bezpiecznymi kosmetykami nawet dla skóry skłonnej do podrażnień. Warto pamiętać, że alergia alergii nierówna i żaden kosmetyk nie będzie bezpieczny dla wszystkich alergików. Najbezpieczniej jest więc kierować się zdrowym rozsądkiem i obserwować naszą skórę. Najczęściej zmiany skórne pojawiają się w ciągu 48 godzin od aplikacji. Gdy mamy podejrzenie, że kosmetyk nas uczulił, to po prostu go odstawmy. Następnie wyleczmy podrażnienia i stany zapalne oraz odbudujmy barierę naskórkową.